Polska, Karpacz

Pielgrzymy

11 października 2008; 273 przebytych kilometrów




jesień



Dziś ekipa się rozdziela. Dwie osoby idą na Śnieżkę, trzy do Pielgrzymów (łącznie ze mną), a Prezes jedzie do znajomych. Decyduję się iść z Wiolą i Robertem do Pielgrzymów, bo tam mnie jeszcze nie zaniosło, a na Śnieżce już kiedyś byłam. I choć uwielbiam to schronisko na Śnieżce, to nie mam czego żałować, bo i nasz szlak był piękny widokowo, a Śnieżkę i tak widzieliśmy!

Najpierw dotarliśmy do jeziorka, na którym jest zapora. W porównaniu z tymi, które widzieliśmy wcześniej, ta jest malutka, ale za to w jeziorku odbijają się piękne kolory lasu.
Już idąc przez Karpacz w górę moja kiepska kondycha zaczyna dawać znać o sobie. Zostaję w tyle, ale co tam, przecież dam radę ;) Docieramy do Wangu. Najchętniej bym tam weszła, bo też bardzo Wang lubię, ale mamy mało czasu, a poza tym i tutaj tłum ludzi. Wchodzimy na szlak, chcę już jak najszybciej z niego zejść, bo idą nim tłumy, poza tym nie przepadam za kamlotami, którymi jest wyłożony. Na szczęście niedługo szlak się rozwidla, zdecydowana większość ludzi wybiera drogę na Śnieżkę, my odbijamy w prawo, do Pielgrzymów. Tutaj już prawie nikogo nie ma i robi się całkiem przyjemnie, choć dróżka znów się w górę pnie.

I już Pielgrzymy. Z daleka takie maleńkie się wydają, a to całkiem duże skałki, które z każdej strony wyglądają inaczej. A i miejsce jest całkiem urokliwe jest.
Na górze czeka Słonecznik. Tu już dróżka wciąż pnie się w górę, na początku lasem, potem wśród kosodrzewiny. A jak już w tą kosodrzewinę wchodzimy, to z tyłu pięknie widać miasto w dole i jakieś większe jeziorko. Nie jest to łatwa (dla mnie) droga, ale ileż radości daje pokonywanie własnej słabości i świadomość, że jednak, prędzej, czy później dojdę do celu!
I już Słonecznik. Przysiadamy na mały odpoczynek. Pięknie tu, na zachodzie całkiem blisko widać Śnieżkę i to moje ulubione schronisko. Już samo patrzenie na nie sprawia mi przyjemność, z powodu jego fantazyjnego kształtu.

Szlak odbija na wschód, a my idziemy na zachód, w kierunku Śnieżki, ale dziś już nie będziemy na nią wchodzić, bo popołudnie dość późne się robi. Pod nami w dole ukazuje się Wielki Staw, w dali widać Pielgrzymy, znów już maleńkie. Za nami Słonecznik i to prędzej on mi na Pielgrzyma wygląda. A po chwili pokazuje nam się kocioł Małego Stawu i dwa schroniska. Widoki są przepiękne, w dodatku słonko już dość nisko i oświetla to wszystko ciepłym światłem. Cudownie, szlak faktycznie jest super widokowo!
Schodzimy do Studenckiej Strzechy, ale mijamy ją szybko, bo reszta ekipy czeka już na nas w Samotni. Po drodze mijamy piękne drzewa z pomarańczowymi liśćmi. Jesień jest śliczna przy takiej pogodzie. Siadamy na chwilę, żeby coś zjeść i trochę odpocząć.
Słonko powoli chowa się już za górą i momentalnie robi się dużo zimniej, czas w końcu ubrać polar i kurtkę, a nawet na chwilę rękawiczki ;)

Teraz czeka nas już tylko droga w dół. Zmęczenie powoli daje znać o sobie, ale idzie się super po kamlotach. Szybko docieramy do rozwidlenia szlaków, skąd wychodziliśmy rano. I teraz dylemat, iść zobaczyć Wang i porobić mu zdjęcia w nareszcie dobrym świetle? Czy odbić na prawo i zobaczyć jeszcze jeden wodospad, który gdzieś tam na dole jest. Znów się rozdzielamy. Wodospadu co prawda nie znaleźliśmy, ale za to tu na szlaku nie ma już tłumów ludzi i nie trzeba iść tak daleko ulicą.

Wieczorem czeka nas jeszcze wypad do knajpki, którą wypatrzyłyśmy wczoraj. I mam wreszcie swoje ulubione pierogi :) Jest fajna atmosfera, można siedzieć sobie i pogadać.
Na koniec jeszcze zakupy w Żabce. Do Pepsi dodają kubki, łasimy się z Wiolą, każda z nas chce jeden, więc zapas Pepsi starcza jeszcze na niedzielę (przydała się bardzo, jak dojechaliśmy do Grodźca i nie było sklepu w pobliżu). Ale czy ktoś wiedział kubki firmowane Pepsi, z rysunkiem grzybka? ;) Chłopaki śmieją się, że trzeba by tam kamerkę umieścić i nagrać nasze zachowanie jako zachęta do kupna Pepsi ;)))